Nie wiem jak u Was, ale u mnie leje i to cały dzień. Nic tylko zakopać się wśród poduszek na łóżku i zrobić sobie mały maraton serialowy :)
Ale nie o tym. Jak wiecie, bo pewnie tak jest, już nawet do Polski przebrnęły przez wielką wodę piękne piaskowce. Mają zwolenników jak i antyfanów. Cóż, ja zdecydowanie zaliczam się do tych pierwszych.
Piękny Lovely Baltic Sand (o proszę, jaka trafiona nazwa) z numerem 3. Zdecydowanie najbogatszy kolorystycznie z całej linii. Lekko przykurzony błękit z kapką turkusu pokryty delikatną srebrną mgiełką. Oprócz migotającego pyłku mamy tu zatopione większe płatki. Ja, jako sroka, jestem zachwycona. Wygląda jak morze w wyjątkowo słoneczny dzień. Połączyłam go w dość nietypowy sposób z Fiji od Essie.
Do krycia wystarczają w zupełności 2 warstwy lakieru o świetnej konsystencji. Pędzelek jest szeroki, ale to nie przeszkadza w sprawnym manewrowaniu między skórkami. Schnie w szybkim tempie. Faktura pisakowa nie oznacza (na szczęście) ciągłego zahaczania o włosy, ubrania i inne obiekty upiększające. Mimo chropowatej powierzchni lakier sprawuje się na piątkę. Gdyby nie starte końcówki po 1 dniu noszenia byłby ideałem.
Plaża-morze. Czego więcej potrzeba? :)
Dajcie znać, co o nim sądzicie. W każdym razie - polecam!!